Franciszek KUCHARCZAK (franciszek.kucharczak@gosc.pl)
Zgorszenie w Kościele
Gdzie szukać Boga, gdy środowisko ożywiania wiary staje się miejscem zepsucia?
W nocy z 30 na 31 sierpnia w budynku należącym do parafii pw. NMP Anielskiej w Dąbrowie Górniczej miało miejsce – jak określił to w komunikacie biskup sosnowiecki – „gorszące wydarzenie”. Media podawały szczegóły homoseksualnej imprezy w mieszkaniu ks. Tomasza Z. z udziałem, być może, także innych księży. Sprawa wyszła na jaw, bo jeden z uczestników stracił przytomność. Ponieważ ratownicy pogotowia nie zostali wpuszczeni do mieszkania, interweniowała policja.
Trzeba reagować
Skandal w Dąbrowie Górniczej wpisuje się w ciąg informacji o ciężkich grzechach ludzi Kościoła, którymi od dłuższego czasu jest bombardowana opinia publiczna w Polsce. Swego rodzaju detonatorem był wyemitowany w 2019 r. film braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” o seksualnym wykorzystywaniu małoletnich przez księży i ukrywaniu tych przestępstw przez ich kościelnych zwierzchników.
„Nie ma słów, aby wyrazić nasz wstyd z powodu skandali seksualnych z udziałem duchownych. Są one powodem wielkiego zgorszenia i domagają się całkowitego potępienia, a także wyciągnięcia surowych konsekwencji wobec przestępców oraz wobec osób skrywających takie czyny” – deklarowali wtedy biskupi we wspólnym liście, odczytywanym w kościołach całej Polski. Usłyszeliśmy pokorne słowa: „Przyznajemy, że jako pasterze Kościoła nie uczyniliśmy wszystkiego, aby zapobiec krzywdom”.
List zaczynał się znamiennym cytatem z Ewangelii wg św. Marka: „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza”. U św. Łukasza przestrogę tę poprzedzają znamienne słowa Jezusa: „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą” Jezus wie, że zgorszeń nie da się uniknąć. Nie zwalnia to nikogo z osobistej odpowiedzialności, ale skłania do pokory, bo nikt nie może zaręczyć, że nie zawiedzie w godzinie próby. „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” – ostrzega. św. Paweł. Jak dalece to prawdziwe, boleśnie przekonał się św. Piotr, pewien swojej wierności, na chwilę przed trzykrotnym zaparciem się Jezusa. O tym, jak zawodny jest człowiek, nawet będący w bezpośredniej bliskości Pana, mówi przypadek Judasza. Uwagę zwraca fakt, że ewangeliści nie przemilczeli tych ciemnych kart życiorysu apostołów. Nie widać u nich nawet cienia skłonności do ukrywania nie tylko zdrady, ale też przywar uczniów, ich kłótliwości, małostkowości, słabej wiary czy tchórzliwości. Także w listach apostolskich nie ma takiej tendencji. „Słyszy się powszechnie o rozpuście między wami, i to o takiej rozpuście, jaka się nie zdarza nawet wśród pogan; mianowicie, że ktoś żyje z żoną swego ojca – pisze do Koryntian św. Paweł. Apostoł gani ich za brak odpowiedniej reakcji. „A wy unieśliście się pychą, zamiast z ubolewaniem żądać, by usunięto spośród was tego, który się dopuścił wspomnianego czynu” – wyrzuca chrześcijanom z Koryntu.
Właśnie niewłaściwa albo niewystarczająca reakcja odpowiedzialnych za grzech w Kościele wydaje się dziś głównym powodem zgorszeń. „Chciałbym powiedzieć z całą mocą, jako moje świadectwo: nie wolno nam, duchownym, przyjmować postawy milczenia wobec zgorszeń i skandali w Kościele, udając, że nie stało się nic nadzwyczajnego” – powiedział w wywiadzie dla KAI o. Józef Augustyn SJ, komentując skandal w Dąbrowie Górniczej. Jezuita wskazał, że natychmiastowa publikacja listów przełożonych jest ważna, ale trzeba czegoś więcej: stanięcia „twarzą w twarz wobec żywej wspólnoty wiernych, by z całą pokorą wyrazić żal, współczucie; o ile jest to stosowne w danej chwili, przeprosić; zachęcić do modlitwy za osoby uwikłane w skandal, za wspólnotę parafialną, diecezjalną, by pocieszyć wiernych, dodać im otuchy, odwagi i wezwać do pogłębienia więzi z Chrystusem i Kościołem, i pomóc w niełatwym dojściu do prawdy”.
Odrodzenie
Prawidłowa odpowiedź na pojawiające się w historii Kościoła zgorszenia zawsze skutkowała odrodzeniem duchowym. Często jego źródłem były zakony, jak benedyktyni w Cluny, skąd na początku XI wieku zaczęła promieniować nowa gorliwość zakorzeniona w niezmiennej Ewangelii. Powstawały nowe rodziny zakonne, zakładane i ożywiane przez świętych, takich jak Bernard z Clairvaux, za którego życia niebywale rozrósł się zakon cystersów. Tysiące białych mnichów, rozchodząc się po Europie, pokazywało, że życie oddane bez reszty Chrystusowi jest nie tylko możliwe, ale że właśnie takie życie niesie ze sobą pokój i harmonię ducha i ciała. Święty Franciszek odmienił mentalność ludzi średniowiecza, pokazując, że ewangeliczne ubóstwo jest bogactwem Kościoła, a kto je szczerym sercem zaryzykuje, doświadczy prawdziwej wolności. To była prawdziwa rewolucja – feudalna Europa zobaczyła, że radość życia tkwi nie w pieniądzach i władzy, ale w dziecięcym zaufaniu Bogu. Franciszek nie polemizował z kościelnymi notablami, nie kłuł ich w oczy swoim stylem życia; można powiedzieć, że nie zwalczał zgorszeń – on je przyćmił mocą wiary.
W istocie to właśnie święci w każdej epoce korygowali drogę wyznawców Chrystusa według Jego nauki. Pokazywali i pokazują, że Bóg jest i działa, i nie porzuca swojego Kościoła nawet wtedy, gdy Jego dzieci pogrążają się w najgęstszym mroku.
Dziś wydaje się, że ciemność gęstnieje, a Kościół zbiera obfite owoce strategii „zamiatania pod dywan”. Część katolików wini o to nieprzychylne media, które ze szczególnym zapamiętaniem i bez uwzględniania proporcji akcentują winy ludzi Kościoła. Inni natomiast wskazują, że media stały się „biczem Bożym”, zmuszającym Kościół do oczyszczenia, bez którego niemożliwe byłoby duchowe odrodzenie.
Nie udawać
Kolejne zgorszenia są wielką raną i nie powinny się nigdy zdarzyć, ale skoro się zdarzają, to nie należy udawać, że nic się nie stało. Funkcjonujące do niedawna założenie, że zgorszenie jest wtedy, gdy wychodzi na jaw, doprowadziło do ukrywania brudów „dla dobra Kościoła”. W praktyce skutkowało to utrzymywaniem w świętej posłudze ludzi niemoralnych, którzy zarażali otoczenie swoim cynizmem i hipokryzją. Prowadziło to do wzajemnego wspierania się w drodze do najwyższych funkcji kościelnych ludzi, którzy nie powinni być nawet ministrantami. Nawet jeśli sprawiali wrażenie pobożnych, to w istocie odstręczali ludzi od Kościoła. Nie mogło być inaczej, bo żadna forma kłamstwa, a więc także podwójnego życia, nie przynosi Bożego błogosławieństwa. Wiemy o tym już ze Starego Testamentu. „Oto Ty masz upodobanie w ukrytej prawdzie” – mówi Dawid w Psalmie 51, pokutując za zbrodnię uwiedzenia Batszeby i zabójstwa jej męża. „Uczyniłeś to wprawdzie w ukryciu, jednak Ja obwieszczę tę rzecz wobec całego Izraela i wobec słońca” – powiedział Dawidowi Bóg ustami proroka Natana. Dopiero to wstrząsnęło pewnym siebie królem. I to zaowocowało wyznaniem: „Zgrzeszyłem wobec Pana” Prawda, która miała pozostać w ukryciu, stała się publiczna, i to do tego stopnia, że mówią o niej wszystkie pokolenia, podobnie jak o upadku Piotra i zdradzie Judasza – i będą mówić do końca świata. Tkwi w tym istotny komunikat: nie unikniemy zgorszeń w Kościele, ale możemy uniknąć udawania, że wszystko jest w porządku. Jesteśmy grzesznikami, ale nie musimy być hipokrytami.
Odrzucić bożki
„Chrystus, wiedząc, że nie da się usunąć zgorszenia, wkomponował je w dzieje Ewangelii na ziemi” – pisze ks. Edward Staniek w rozważaniach „Uwierzyć w Kościół”. Podkreśla, że Jezus nigdy nie usprawiedliwiał zgorszenia, przeciwnie – mówił o gorszycielach najsurowsze słowa. Kapłan zadaje jednak pytanie, jakie dobro – mimo wszystko – może Bóg wyciągnąć ze zgorszenia. „Odpowiedź jest jedna: jest to najboleśniejsze oczyszczenie wiary” – stwierdza, dodając, że można ubóstwić i Kościół. „Kościół może stać się bożkiem. Bóg wykorzystuje więc grzech popełniony w Kościele, mimo iż wołałby, żeby go nigdy nie było, dla oczyszczenia naszej wiary” zauważa duchowny. W jego przekonaniu nie można być dojrzałym chrześcijaninem bez przeżycia takiego zgorszenia. „Jest to po prostu potrzebne do tego, by człowiek w Kościele szukał Boga i tylko Boga” – ocenia.
Niewątpliwie Bóg zrządził, że dziś już nie da się ukryć pod faryzejskim płaszczem krzywd i podłości czynionych innym w Kościele. I to jest dobra wiadomość, bo nie teraz, gdy o tym słyszymy, mamy szczyt zgorszenia. Szczyt był wtedy, gdy gangrena rozwijała się pod warstwą makijażu, a niewinni ludzie zarażali się nią, sądząc, że taki jest Kościół. Niech więc wypłynie cała ropa zgorszenia z rany, jaka się przed nami otworzyła. Tylko tak możemy wyzdrowieć.
Za: Gość Niedzielny, nr 40 (8 października 2023), str. 28-30.