Krzysztof Osuch SJ
Codzienny rachunek sumienia
Rachunek sumienia praktykujemy przynajmniej przed przystąpieniem do sakramentu Pokuty i Pojednania.
Św. Ignacy Loyola zachęca, by rachunek sumienia uczynić codzienną praktyką. On sam badał swe serce wiele razy w ciągu dnia. Źródłem jego swoistej obsesji refleksyjności nie było chorobliwe poczucie winy, lecz fascynacja miłością zaofiarowaną mu przez Boga. Inigo Loyola, wielki mistyk i człowiek apostolskiego czynu, odczuwał głęboką potrzebę zanurzania się w miłości Trójcy Świętej, dziękowania za nią i sprawdzania siebie, czy w minionym czasie (godzinie, dniu) działał zgodnie z Duchem Miłości. Za uchybienia od razu przepraszał, postanawiał poprawę i prosił o umocnienie w miłosnym nastawieniu.
Oto sposób odprawiania rachunku sumienia przedstawiony w Ćwiczeniach duchownych św. Ignacego Loyoli:
Punkt 1. Dziękować Bogu Panu naszemu za o otrzymane dobrodziejstwa.
Punkt 2. Prosić o łaskę poznania grzechów i odrzucenia ich precz.
Punkt 3. Żądać od duszy swojej zdania sprawy od godziny wstania aż do chwili obecnego rachunku. Czynić to przechodząc godzinę po godzinie lub jedną porę dnia po drugiej, a najpierw co do myśli, potem co do słów, a wreszcie co do uczynków.
Punkt 4. Prosić Pana Boga naszego o przebaczenie win.
Punkt 5. Postanowić poprawę przy jego łasce.
Odmówić Ojcze nasz (CD 43).
Dziękować Bogu Panu naszemu za otrzymane dobrodziejstwa
Dziękowanie Bogu za dary jest rzeczą godną i sprawiedliwą. Nakazuje to rozum i odruch serca.
„Wierzący w swych rozmowach z Bogiem mają własne słowa.
Jeden mówi: – Panie, zmiłuj się nade mną!
Drugi woła: – Zbaw, zachowaj mnie, Panie!
Trzeci powtarza: Daj, Panie Boże!
Czwarty: – Oświeć mnie, Panie!
Piąty zaś prosi: – Nie pozostawiaj mnie samego! Itd.
Gdybym ja był wierzący i gdybym się modlił, powtarzałbym zawsze tylko jedno słowo.
A byłoby to słowo: Dziękuję”.
W Piśmie św. dość często spotykamy zarówno modlitwy dziękczynienia jak też zachęty do bycia wdzięcznym wobec Boga. Wtedy Rafał poprosił ich obu na bok i rzekł do nich: Uwielbiajcie Boga i wysławiajcie Go przed wszystkimi żyjącymi za dobrodziejstwa, jakie wyświadczył wam – w celu uwielbienia i wysławiania Jego imienia. Ogłaszajcie przed wszystkimi ludźmi dzieła Boże, jak są godne uwielbienia, i nie wahajcie się wyrażać Mu wdzięczności (Tb 12, 6). Uprzytomnienie sobie wszystkich Bożych dobrodziejstw jest właściwie ponad nasze siły. W Księdze Mądrości Syracha czytamy: Nie jest dane świętym Pana, by mogli opowiedzieć wszystkie godne podziwu dzieła Jego, które Pan Wszechmocny utwierdził, aby wszystko mocno stanęło ku Jego chwale. Jakże godne ukochania są wszystkie Jego dzieła, i zaledwie iskierką są te, które poznajemy ( Syr 42, 17.22).
Każdego dnia mamy wiele powodów, by odczuwać wdzięczność wobec Boga, a mimo to (sami z siebie) raczej rzadko dziękujemy. Na ogół dopiero zachęty budzą w nas zdolność do zauważania skali obdarowań i do dziękowania. Nierzadko potrzebujemy pogłębionej refleksji, by wdzięczność stała się stałym „nastrojeniem” serca.
Różne czynniki blokują naszą wdzięczność. Trudno jest o szczerą wdzięczność np. u kogoś, komu życie jawi się jedynie jako ciężar i pasmo udręk. Tę w końcu nie tak rzadką sytuację może odmienić jedynie cierpliwe wchodzenie w świat Jezusa i przyswajanie sobie zbawczej wymowy Jego Krzyża i chwalebnego Zmartwychwstania! Zyskujemy przystęp do ducha wdzięczności, gdy wraz ze św. Pawłem możemy wyznać: Sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić (Rz 8, 18).
W pierwszym punkcie rachunku sumienia staramy się uświadomić sobie przede wszystkim najświeższe, dzisiejsze przejawy Bożej dobroci. Chcemy rozpoznać Boga, który udzielał się nam i towarzyszył nam w ostatnim odcinku drogi wiodącej do Niego. Odniesiemy pożytek duchowy, jeśli uobecnimy sobie, przynajmniej od czasu do czasu, również te dawne dary Boże, które wywołują w nas żywe uczucie wdzięczności. Możemy czasem wybiec także ku treści Bożych obietnic, które spełnią się dla nas w godzinie śmierci i w czasach ostatecznych (bezpośredni kontakt z Bogiem, Nowa Ziemia i Nowe Niebo, eschatologiczna uczta). Ważne jest to, byśmy pielęgnowali uważność na Bożą miłość, która dociera do nas tak naprawdę zewsząd: z najdalszej przeszłości, przyszłości i z wydarzeń dnia dzisiejszego. Mając oczy szeroko otwarte na przejawy Boskiej Miłości, sami co dzień zaznamy radości z życia. Nasza radość będzie radością i pochwałą dla samego Stwórcy. To Boga bardzo raduje, gdy co dzień rozpoznajemy Jego łaskawy zamysł – pełen Dobroci i Miłości względem nas!
Dobrze jest mieć pewne „wydeptane” ścieżki, którymi na skróty i co prędzej docieramy do „miejsc widokowych”, w których doznajemy oczarowania Bogiem stale działającym. Oto kilka przykładowych naprowadzeń:
Ja sam. Kiedy tylko zechcę (co dzień, często), uświadomię sobie, jak Bóg wspaniale pomyślał moją osobę. Popatrzę najpierw na moje ciało. Zdam sobie sprawę z tego, ile to usług oddały mi dzisiaj sprawnie działające nogi, palce u rąk, oczy, uszy, dotyk, smak… Docenię także głębię i skalę moich zdolności psychiczno-duchowych; mogę poznawać, pragnąć, miłować i żywić całą gamę uczuć. Potrafię pamiętać tyle danych, dawnych i najświeższych. Rozumiem rzeczywistość, docieram do struktury materii, pojmuję sens istnienia na „nieobjętej Ziemi”.
Bóg objawiający się i moja wiara. Człowiek wierzący zawsze znajdzie powody do wdzięczności, gdy choćby przez chwilę wpatrzy się w treść Bożego Objawienia. Oczy wiary widzą wspaniałość Boga zawsze, także pośród „nocy świata” i tych nocy, które opisują mistycy. Cały Katechizm i każdy z dwunastu artykułów wiary zawartych w Credo stawia nam przed oczy powody do dziękowania Bogu. Także Ojcze nasz streszcza nam i uobecnia Jezusową Ewangelię. W świat Dobrej Nowiny i w dziękczynienie wchodzimy również wtedy, gdy rozważamy, co Anioł zwiastuje Najświętszej Maryi i nam w Zdrowaś Maryjo. Powody do wdzięczności znajdziemy także w usłyszanym i przemodlonym dziś (czy ostatnio) Słowie Bożym. Zawsze aktualnym powodem do wdzięcznego rozradowania się w Bogu jest to, że już istniejemy i będziemy istnieć wiecznie jako przybrane dzieci Ojca Przedwiecznego (por. 1 J 3, 1nn).
Niezliczone stworzenia. Licznych powodów do wdzięczności stale dostarcza nam ogrom stworzeń. One to pomagają nam i bezsłownie świadczą o troskliwej miłości Boga do nas. Co dzień pobudza nas do wdzięczności strumień wody – czystej i pokornej. Podobnie Słońce, które przyświeca nam i ogrzewa nas. Naprawdę „świat nasz jest nasycony świetnym blaskiem Boga. Ten blask chciałby wybuchnąć jak błysk złotych listków. Wzbiera, tłoczy się, sączy oliwą kroplistą – na nas. (…) W głuchych głębiach wszechrzeczy śpi olśnienie świeże” (G. M. Hopkins S.I.).
To prawda, że z upływem lat słabną nasze oczy i tępieje wrażliwość także innych zmysłów. Jeśli jednak całe lata ćwiczymy się w „znajdywaniu Boga we wszystkim” (św. Ignacy), to jest nadzieja, że nasze olśnienie Bogiem nie zgaśnie nawet pod presją cierpienia i przemijania. Coraz mniej powie nam o Pięknie Boga – piękno świata, ale za to coraz więcej powie nam o przymiotach Ojca – Jego Syn, z którym zjednoczymy się w traceniu życia i w z martwych powstawaniu.
Czasem, dla odmiany, rozejrzyjmy się po swoim mieszkaniu i pomyślmy, przypomnijmy sobie, o kim i o czym mówią do nas poszczególne rzeczy – obrazy, krzyż, pamiątki, upominki, książki, meble, kwiaty itd.
Cenną usługę oddadzą nam także pytania.
Zadawanie pytań i staranne odpowiedzi to inna ścieżka, na której szybko odkrywamy przyjazne nam działanie Boga i znajdujemy powody do dziękowania Bogu za Jego dobrodziejstwa.
Oto jak mogą brzmieć te pytania.
– Co dobrego dziś mnie spotkało? Kto był dziś dla mnie dobry?
– Kto i czym dziś mnie obdarował? Ile osób trudziło się dzisiaj dla mnie, bym miał jedzenie, wodę, dostęp do wiedzy i dóbr kultury?
– Jak Bóg pracował dziś dla mnie? Co uczynił dziś dla mnie i jak mnie miłował?
– Czym „Bóg wszelkiej pociechy” (2 Kor 1, 3) sprawił mi dziś radość?
– Czy odczułem dziś przypływy zaufania, ogarnięcia Miłością (od Boga i do Boga) lub pomnożenie nadziei?
– Czy jest coś takiego, co Bóg komunikował mi na różne sposoby?
– Czy jest jakiś wspólny mianownik w tym, co Bóg adresował dziś do mnie w głębi mego serca, przez innych ludzi, w bogactwach Ziemi i w Piśmie świętym?
O Tetlow S.I. radzi, by dziękować Bogu zwyczajnie za dobre rzeczy, które mnie dziś spotkały. „Czynię to – mówi – dość szczegółowo, zachowując się prawie jak małe dziecko. Np. dziękuję Bogu za słońce albo za deszcz, za to, że udało mi się naprawić krzesło, że zadzwonił do mnie przyjaciel, że dobrze się czułem przez cały dzień, że miałem dość energii wieczorem, by dokończyć pracę”.
Pewnym komentarzem do tego, co powiedziałem, niech będzie treść epitafium nagrobnego (dla niejakiego optyka Dippolda. Kiedy słabną nasze oczy, trzeba dobrać odpowiednie okulary. Żeby ujrzeć dobrodziejstwa Boże, za które zechcemy z serca podziękować, to wpierw trzeba sobie dobrać odpowiednie okulary. Zobaczyć cokolwiek – to niezbyt wielka sztuka. Sztuką jest tak wglądnąć w miniony dzień, by zobaczyć w nim Boga w akcji. Boga, która współdziała z nami dla naszego dobra, bo nas bardzo miłuje!
„Co widzisz teraz?
Czerwone, żółte, purpurowe kule.
Chwileczkę! Teraz?
Ojca, siostrę, matkę.
W porządku, a teraz?
Rycerzy w zbrojach, piękne kobiety, miłe twarze.
Weź te!
Łan zboża, miasto.
Świetnie! A teraz?
Młodą kobietę, nad nią schyleni Aniołowie.
Mocniejsze szkła! A teraz?
Liczne kobiety, ich wzrok jasny, usta rozchylone.
Weź te!
Tylko puchar na stole.
Aha. Spróbujmy tych szkieł.
Tylko otwarta przestrzeń – nic określonego.
Zgadza się. Teraz?
Sosny, jezioro, letnie niebo.
Te lepsze. Teraz?
Książka.
Przeczytaj mi stronę.
Nie mogę, wzrok biegnie poza nią.
Przymierz te!
Głębia powietrza.
Wyśmienicie! i teraz?
Światło! Tylko światło,
W nim każda rzecz jak zabawka.
W porządku. Takie właśnie damy okulary”.
W pierwszym punkcie rachunku sumienia wydarza się rzecz bardzo ważna: unaoczniamy sobie to, że Bóg kocha nas niezmiennie i że uczestniczymy w nieustannym przepływie i wymianie Boskiej Miłości! Z radością i wdzięcznością odkrywamy, że oto znów, także dziś tkała nas złota nić Boskiej Miłości. Za Psalmistą możemy powtarzać: Pan moje dni dobrami nasyca (Ps 103, 5). Jutro, a tym bardziej w Królestwie Ojca, powiem to samo!
Smak uświadomienia sobie darów Boga i smak dziękczynienia – zachęcają, by pójść dalej, tropiąc to wszystko, co w minionym czasie (dniu) było w naszych myślach, decyzjach i czynach sprzeczne z tyle co ujawnioną Miłością Boga.
Prosić o łaskę poznania grzechów i odrzucenia ich
Czy ta prośba jest zasadna? Tak, ponieważ sami z siebie nie poznamy istoty grzechu ani nie przeciwstawimy się grzesznemu pędowi skażonej natury. Jesteśmy podobni do tonącego w bagnie. Konieczna jest zbawcza moc Jezusa, który zresztą zapewnia: Beze Mnie nic nie możecie uczynić (por. J 15, 5). Natchniony Psalmista przeczuwając tę konieczność, usilnie prosi o Bożą pomoc: Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce; doświadcz i poznaj moje troski, i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej, a skieruj mnie na drogę odwieczną! (Ps 139) Bylibyśmy naiwni mniemając, że własne grzechy łatwo można poznać. Grzesznik zaślepiony sam sobie schlebia i nie widzi winy swej, by ją mógł znienawidzić (Ps 36). Podobną myśl spotykamy w psalmie 19: Kto dostrzega swe błędy? Oczyść mnie od tych błędów, które są skryte przede mną.
Są takie sfery ludzkich pragnień, decyzji i motywów działania, które jawią się w całej prawdzie dopiero wtedy, gdy pada na nie światło, którego dawcą jest Bóg. Na to właśnie światło otwieramy się, gdy o nie co dzień prosimy. Własna dobra wola a nawet różne psychologiczne techniki odsłaniania skażeń natury – to za mało! Owszem, oddają one cenne usługi w docieraniu do prawdy o złożonych i nieprzejrzystych motywach ludzkich działań, jednak najcenniejsza i rozstrzygająca pomoc – ku poznaniu, wyzwoleniu i przemianie – przychodzi od Boga i jest darem. To sam Duch Święty, Dawca wszelkich darów, sprawia, że w „sanktuarium osoby” robi się widno jak w pokoju oświetlonym promieniami Słońca.
Nie powinniśmy się niepokoić, czy poznajemy w sobie już wszystko, jak należy. Z naszej strony wystarczy, by być otwartym i prosić, zaś Duch Święty dokona reszty – we właściwym czasie odsłoni nam tę prawdę, że są w nas jakby dwa centra osobowe. Choć nie są one równorzędne, to jednak na tyle wyraźne, że za św. Pawłem mówimy o przeciwstawnych dążeniach człowieka cielesnego i duchowego. Na gruncie tej wiedzy podejmujemy codzienny trud poznawania i uznawania, że znów ulegaliśmy grzechowi zamiast kierować się we wszystkim miłością. Nie jest to łatwe, ponieważ dla własnej wygody i przyjemności dokonujemy manewrów maskujących rzeczywiste motywy i cele naszych działań. Posuwamy się także, według dosadnego określenia Karla Rahnera, nawet do „fałszerstw moralnych”, udając przy tym, że wszystko jest w porządku.
Niestety, są w naszych sercach duże przestrzenie, którymi włada logika księcia ciemności, a my ich nie odzyskujemy. Całymi latami potrafimy podejmować takie decyzje, które praktycznie utrzymują nas w niedorozwoju więzi z Panem. Tak objawia się w nas „praca” grzechu fundamentalnego. Towarzyszy temu jakieś rdzenne poczucie winy. Niektórzy psychologowie widzą w tym poczuciu winy jedynie coś chorobliwego i obiecują, że czysto ludzką perswazją można się od niego uwolnić, że można zlikwidować przyczynę bólu psychiczno-duchowego. W rzeczywistości dopiero otwarcie się na słowo Boże i współpraca z Duchem Jezusa uwalnia od poczucia winy. Bóg leczy także rany zadane przez grzech.
Mentalność naszych czasów stanowi dodatkowy powód, byśmy szczerze prosili Boga o poznanie swoich grzechów! Świat, w którym żyjemy ma wpływ także na nas chrześcijan. Niepostrzeżenie przyswajamy sobie światową iluzję na temat grzechu. Celnie i precyzyjnie zwraca na to uwagę kardynał C. M. Martini: „Jest to dziwne, ale gdy z jednej strony przybierają na sile zjawiska degradacji ludzkości poprzez różne formy nałogów indywidualnych i zbiorowych, zjawiska degradacji moralnej wszelkiego typu, to z drugiej strony upowszechnia się jakieś poczucie niewinności. (…) Niezdolność do rzetelnego wglądu we własne sumienie rodzi wielką sprzeczność naszych czasów. Obok tak wielu przejawów zła, tak wielkie przekonanie o niewinności. (…) Co może pomóc w pokonywaniu tego ciężkiego kryzysu ludzkich sumień? Może w tym pomóc liturgia pokutna”. Może w tym pomóc codzienny rachunek sumienia, a szczególniej ta śmiała i szczera prośba z drugiego punktu.
Druga część prośby – o zdecydowane odrzucenie swych grzechów – jest bardziej oczywista. Przecież tak bardzo nieskuteczne bywają nasze postanowienia poprawy. Od pewnych grzechów długo nie potrafimy się uwolnić, choć za nie żałujemy. Zniechęcamy się, gdy siła grzesznego przywiązania okazuje się większa niż nasza dobra wola. Św. Ignacy zaleca w takiej sytuacji dwa rodzaje działań: trzeba samemu naginać się do miłosnej woli Boga, a także usilnie prosić Boga o moc do przeciwstawienia się zniewalającej sile grzechu (por. CD 16).
Zachętę, którą św. Jan Chryzostom odniósł do modlitwy, my odnieśmy szczególniej do drugiego punktu codziennego rachunku sumienia: „Zaklinam was, bracia, nigdy nie odstępujcie od reguły modlitwy ani jej nie zaniedbujcie… Jedząc i pijąc, w domu lub podróży, czy w trakcie jakiejkolwiek czynności – mnich powinien stale wołać: Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną”… Imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, zstępujące w głębiny serca, pokona węża władającego pastwiskami serca, wybawi naszą duszę i przywiedzie ją do życia. Trwajcie więc stale przy imieniu Pana naszego Jezusa Chrystusa, tak aby serce pochłonęło Pana, a Pan serce, i żeby te dwie siły się zjednoczyły. Nie dokona się tego jednak w kilka dni; wymaga to wielu lat i długiego czasu. Potrzebny jest bowiem wielki i długotrwały trud, aby wypędzić wroga i żeby mógł w nas zamieszkać Chrystus”.
Żądać od duszy swojej zdania sprawy
Żądać od duszy swojej zdania sprawy od godziny wstania aż do chwili obecnego rachunku. Czynić to przechodząc godzinę po godzinie lub jedną porę dnia po drugiej, a najpierw co do myśli, potem co do słów, a wreszcie co do uczynków (CD 43).
Trzeba przezwyciężyć pewien wstępny opór i zniechęcenie… Za niedługo spotkamy się „twarzą w twarz” z naszym Stwórcą i zdamy Mu sprawę z bycia panem siebie i Ziemi. Wchodząc w trzeci punkt rachunku sumienia codziennie antycypujemy szczegółowy sąd Boży. Mając w pamięci (1 punkt) troskliwą miłość Boga, chcemy dokładniej sprawdzić, czy i jak odpowiadaliśmy na tę miłość.
Jest poniekąd regułą, że marnie wygląda nasze miłowanie Miłości. Raz po raz, i to całe lata, okazuje się, że nasza miłość do Boga jest jak rosa o poranku lub chmury na świtaniu (por. Oz 6, 4); pojawia się, trwa krótko i znika. Ta powtarzająca się sytuacja ma oczywiście swoje poważne konsekwencje. Gdy mianowicie słabnie lub znika żywe odniesienie do miłości Boga, wtedy aktywizują się nasze pożądania. Gdy tracimy z oczu miłość Stwórcy, wtedy niemal automatycznie bałwochwalczo zwracamy się do owej odrobiny blasku w stworzeniach i przywiązujemy się do nich. Zagracamy nasze serca przeróżnymi rzeczami i nie ma już miejsca dla serdecznej więzi z Panem Jedynym!
Żeby zwrócić się do Pana całym swym sercem i ze wszystkich sił, to trzeba wpierw z całą determinacją zdemaskować swój grzech i ujrzeć, jakie to okropne chybiać Celu, rozmijać się z miłością Boga! Nie jest to łatwe, bo nieuporządkowane przywiązania utrudniają widzenie siebie w prawdzie. Łatwo zaś jest siebie oszukiwać, że jesteśmy niewinni lub że wina jest minimalna.
Słowo Boże wielokrotnie przestrzega przed iluzją niewinności. W księdze Przysłów słyszymy: Kto powie: Ustrzegłem czystości serca, wolny jestem od grzechu? (20, 9) Podobnie mówi Kohelet (7, 20): Bo nie ma na ziemi człowieka sprawiedliwego, który by zawsze postępował dobrze, a nigdy nie zgrzeszył. Św. Jan idzie jeszcze dalej: Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. (…) Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki (1 J 1, 8-10). Boża przestroga dotyczy także bezczelności w grzeszeniu: Nie mów: Zgrzeszyłem i cóż mi się stało? Albowiem Pan jest cierpliwy. Nie bądź tak pewny darowania ci win, byś miał dodawać grzech do grzechu. Nie mów: Jego miłosierdzie zgładzi mnóstwo moich grzechów. U Niego jest miłosierdzie, ale i zapalczywość, a na grzeszników spadnie Jego gniew karzący. Nie zwlekaj z nawróceniem do Pana ani nie odkładaj tego z dnia na dzień (Syr 5, 4-7).
W dochodzeniu do prawdy o grzesznym pomijaniu Boga i lekceważeniu Go zawsze możemy liczyć na głos sumienia. Obecny w nas Duch Święty stale oświeca nasz rozum i daje nam poznać, jak naprawdę wygląda nasza odpowiedź na miłość Boga. On zwraca się do nas w sanktuarium osoby z pochwałami, gdy trwamy w miłości i w zgodzie z nią podejmujemy decyzje. On też udziela nam odczuwalnej nagany, gdy odstępujemy od miłości i przestawiamy się na pożądanie. (Więcej objaśnień w KKK).
Okazuje się jednak (wiemy o tym z Objawienia i doświadczenia), że po grzechu pierworodnym rozbrzmiewający w nas głos sumienia podlega zagłuszeniom i deformującym naciskom. Ich źródłem są zarówno dążenia „starego człowieka” w nas jak i złe duchy oraz świat ze swymi trzema żądzami. Światło i przejrzystość sytuacji przynosi nam Bóg, kierując do nas swoje słowo. Przychodzi ono do nas niejako z zewnątrz, z głębi całej Historii Zbawienia. Kontakt z Jezusem Chrystusem sprawia, że nasze sumienia stają się w pełni rozjaśnione, delikatne i dobrze uformowane.
Pomocne pytania
Owoce słuchania słowa Bożego i rosnącej wrażliwości sumienia mogą przybrać kształt pytań. Dzięki nim można dokładniej spenetrować różne obszary życia – np. relacje i obowiązki. Ważne jest jednak to, byśmy byli gotowi – z pomocą pytań, cudzych czy własnych – wydobyć na światło dzienne nasz grzech fundamentalny, który skrywa się za „drobiazgami”. Trzeba być niejako z góry przygotowanym na wytropienie swego praktycznego odstępstwa od Miłości Pana.
Oto pytania, które chcą krążyć wokół sprawy Miłości; niech one przynaglają nas do ujawniania intencji i motywów, które są faktycznym napędem naszych myśli, słów i całej naszej aktywności.
Zapytam o więź z Bogiem:
* Co lub kto motywował mnie dzisiaj w tylu różnych działaniach (myśli i dążenia, słowa i wszelka aktywność)?
* Czy swą aktywność „wyprowadzałem” z odwiecznej Tajemnicy i Woli Boga czy też wzgląd na swoje potrzeby i plany był jedynym liczącym się motywem i celem?
* Dla kogo dziś pracowałem i cierpiałem? „Dokąd” wyrywało się moje serce?
* Dokąd najchętniej (spontanicznie) biegły moje myśli, wyobrażenia, pragnienia?
Pytania otwarte i ogólne:
* Co mi się nie podoba w moim postępowaniu?
* Co pod koniec dnia wywołuje we mnie niezadowolenie? Gdzie odczuwam wyrzut sumienia?
* W których myślach, słowach i czynach zawiodłem mojego Boga lub bliźniego?
* Czym sprawiłem przykrość i komu (Bogu, człowiekowi)?
Pytania subtelne:
* Czy i ile razy zauważyłem natchnienie Ducha Świętego?
* Co z nim zrobiłem? – zagłuszyłem? wsłuchałem się w nie i poszedłem za nim?
* Czy nie ogarnia mnie poczucie miałkości, banalności i płochości życia? – o czym to świadczy?
* Co jest skarbem mojego życia? Co, kto jest w środku mojego życiowego ogrodu?
Pytania konkretne, „wymierne”:
* Których aktów strzelistych wypowiedziałem dziś najwięcej (wiara, nadzieja, miłość, skrucha, prośba, itd.)? Czy tęskniłem za modlitwą?
* Gdybym miał mniej obowiązków i więcej wolnego czasu, to na co poświęciłbym go w pierwszym rzędzie?
Jak odnoszę się do bliźnich?
* Czy lubię myśleć o ludziach dobrze czy przeciwnie, mam satysfakcję, gdy kogoś poniżę w myślach i słowach? – A konkretnie, dzisiaj?
* Kogo i za co – czy szczerze – dziś pochwaliłem? Kogo zganiłem, w oczy lub poza?
* Czy osoby dziś spotkane utwierdziły się w poczuciu swej godności i wartości? Czy chętnie znów się ze mną spotkają?
* Co kilka osób z mojego otoczenia powiedziałoby o mnie – za co by mnie pochwalili? Za co zganili?
* Czy jestem uważny na ich „zwrotne komunikaty”? Co je cieszy, co je rani we mnie?
* Czy dla każdej osoby mam cześć niezachwianą i czy pamiętam, że Serce Ojca zakochane jest w każdej ludzkiej osobie?
* Jak radziłem sobie z okazaną mi niechęcią, lekceważeniem, wrogością? – czy odniosłem się od razu i wprost do Jezusowych zaleceń z Kazania na Górze?
* Czy byłem uważny na sygnały, że ktoś chce poważnej rozmowy czy innej pomocy?
Jest pewien kryształ, który nazywa się „opal Labradoru”. Na pierwsze wejrzenie jest on matowy i nie widać w nim nic szczególnego. Kiedy jednak obraca się nim powoli pod światło, wtedy w pewnym momencie przechodzi przez niego promień i dobywa jego piękno i blask. Każdy człowiek, nawet najbardziej „matowy”, szary czy nawet pełen wad – jest jak ów opal Labradoru. Trzeba go wziąć pod światło Boskiej Miłości, a wtedy ujrzymy niepowtarzalne piękno.
Prosić Boga Pana naszego o przebaczenie win
Czwarty punkt określa, co jeszcze należy uczynić, by przezwyciężyć w sobie grzech i jego fatalne skutki. Wprost zalecona jest jedynie prośba o przebaczenie. Pozostałych działań, a zwłaszcza przeżycia i wyrażenia żalu za swe grzechy, domyślamy się z łatwością.
Jest jeszcze coś tak podstawowego, jak przekonanie o tym, że ponosimy cząstkę odpowiedzialności za swoje świadome i dobrowolne czyny – zarówno te dobre jak i złe. Z Objawienia Bożego wiemy, że ani nie stworzyliśmy siebie samych, ani nie jesteśmy sprawcami wrodzonej nam skłonności do grzechu. Jeśli tak łatwo odwracamy się od Boga i od czynienia dobra, to tłumaczy się to najpierw skutkami grzechu pierworodnego, popełnionego pod wpływem szatańskiego kuszenia w raju. Te różne „czynniki” jakoś nas tłumaczą i poniekąd obarczają, ale nie usprawiedliwiają (w sensie bycia niewinnym). W końcu – w imię prawdy o (jednak) wolności ludzkiej osoby – uznajemy i to, że jesteśmy wolnymi sprawcami dobra i zła moralnego; nie ma zatem powodów, byśmy uchylali się od odpowiedzialności.
W imię uczciwości uznajemy również i to, że zachodzi przyczynowy związek między naszymi grzechami (winą) i dojmującym poczuciem marnienia: Zaprawdę, nasze przestępstwa i grzechy nasze ciążą na nas, my wskutek nich marniejemy (Ez 33, 10). Gdy marniejąc pytamy: Jak możemy się ocalić? – to Pan odpowiada z całą pasją „miłośnika życia: Na moje życie!(…) Ja nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył. Zawróćcie, zawróćcie z waszych złych dróg! Czemuż to chcecie zginąć, domu Izraela? (Ez 33, 11)
Mając świadomość (wyraźnie czy w tle), że trzeba ponieść odpowiedzialność za swoje złe czyny, szukamy takiego słowa Bożego, które unaoczni nam brzydotę grzechów, pobudzi do żalu, a także ośmieli do prośby o przebaczenie.
Nie brak jest w Piśmie św. wypowiedzi, z których jasno wynika, że grzech uderza w Boga, rani Jego serce, a nas wtrąca w smutek i śmierć. Oto sparafrazowane wypowiedzi Boga, które bliżej określają, czym jest grzech w Jego odbiorze i „przeżyciu”:
* Nudzisz się Mną! Przykrość Mi sprawiasz, zamęczasz Mnie swoimi grzechami! (por. Iz 43, 22 n.)
* Chcesz Mnie oszukać! Nie pamiętasz o Mnie! Nie dajesz Mi miejsca w swym sercu! (por. Iz 57, 11)
* Opuszczasz Pana, odwracasz się od Niego! (por. Jr 1, 16)
* Buntujesz się! Trwasz bez końca w odstępstwie! Trzymasz się kurczowo kłamstwa i nie chcesz się nawrócić! Nie żałujesz swej przewrotności! Biegniesz swoją drogą niby koń cwałujący do bitwy. (por. Jr 8, 5-6)
* Zżymasz się na Mnie! Nie przyjmujesz pouczenia! Nie dajesz odpowiedzi! Czynisz kark twardym!
* Skamieniało twe oblicze! (por. Jr 5, 3)
* Mówisz do swego Boga: (por. Jr 5, 12)
* Gardzisz Świętym Izraela! Łamiesz uroczyście zawarte Przymierze! (Iz 1, 4; 5, 24; Ps 10, 13).
Te (i inne podobne) zdania wyrażają z jednej strony to, jak żywioł grzechu uderza w więź z Bogiem, a z drugiej strony Bóg jest tym, który mówi, jak czuje się potraktowany! Rozważenie takich zdań porusza serce, zmiękcza jego twardość i wzbudza odczucie wstydu. Przykrość, która temu procesowi towarzyszy, jest warta trudu, ponieważ przyczynia się do odzyskania pierwotnej (rajskiej, Jezusowej) delikatności w traktowaniu Boga Ojca, który tak bardzo miłuje!
W tym momencie powróćmy do prośby o przebaczenie. Wypowiadamy tę prośbę po przeżyciu skruchy serca i w odpowiedzi na zwiastowane nam Orędzie Bożego Miłosierdzia. Dobrze jest, gdy w tym punkcie rachunku sumienia wyraźnie odnosimy się do Miłosierdzia Bożego. Nie zadowalajmy się jakimś mglistym wspomnieniem miłosiernej miłości Boga, lecz przywołujmy konkretne, pełne wypowiedzi Boga, np. te: Pan nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca (Ps 103, 10). On odkupi Izraela ze wszystkich jego grzechów (Ps 130, 8). Oczyszczę ich ze wszystkich grzechów, jakimi wykroczyli przeciw Mnie, i odpuszczę wszystkie ich występki, którymi zgrzeszyli przeciw Mnie i wypowiedzieli Mi posłuszeństwo (Jr 33, 8). Któryż Bóg podobny Tobie, co oddalasz nieprawość, odpuszczasz występek Reszcie dziedzictwa Twego? Nie żywi On gniewu na zawsze, bo upodobał sobie miłosierdzie. Ulituje się znowu nad nami, zetrze nasze nieprawości i wrzuci w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy (Mich 7, 18-19). Jedno z tych zdań, zwłaszcza jeśli wcześniej zostało rozważone i zasymilowane, wystarczy, by poprzez nie spłynęła na nas łaska przebaczenia i pokój, który jej towarzyszy.
Wszyscy jesteśmy w szczęśliwej sytuacji, gdyż wiemy od Pana Jezusa, że to On sam, Bóg-Człowiek, naprawdę wziął na Siebie nasze nieprawości. Zostało to zapowiedziane z wielowiekowym wyprzedzeniem: Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich (Iz 53, 4nn). Możemy być tego absolutnie pewni, że Jezus, wydając się na ukrzyżowanie z Miłości do nas, pozbawił mocy szkodzenia wszystkie nasze grzechy. Przejmująco zaświadcza o tym św. Paweł: i was, umarłych na skutek występków(…) , razem z Nim przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża (Kol 2, 13-14). W przypowieści nazwanej perłą Łukaszowej Ewangelii Jezus zapewnia nas, że Miłosierny Ojciec wciąż wypatruje powrotu swoich marnotrawnych synów. Czeka z ucztą, a nie z naganą! Gdy mnie ujrzy, nie uczyni mi żadnego wyrzutu, lecz wieloma gestami powie mi z radością, że zawsze byłem, jestem i będę Jego umiłowanym synem, córką – przybranym dzieckiem (por. Łk 15).
Rozważanie Ewangelii Miłosierdzia z nowego tytułu pogłębia skruchę serca i sprawia, że niejako w jednym porywie serca składamy Bogu Ojcu ofiarę skruszonego serca (por. Ps 51) i jednocześnie prosimy Go o przebaczenie. Możemy wypowiedzieć się np. tymi słowami psalmów: Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości, w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość! Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego! (Ps 51, 3). Nie wspominaj grzechów mej młodości ani moich przewin, ale o mnie pamiętaj w Twojej łaskawości ze względu na dobroć Twą, Panie (Ps 25, 7).
Odpowiedź Ojca jest natychmiastowa, a nawet uprzedzająca. On w swej wielkiej Miłości wybacza nam grzechy, wymazuje je i zapomina o nich. Nigdy już do nich nie powróci! i nam nie wolno do nich powracać, by się nimi zadręczać, choć zawsze wolno nam – jeśli dana jest nam taka łaska – obżałować je jeszcze bardziej i wielbić Boga za to, zawsze większa jest Jego Miłość i Miłosierdzie! Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna (Iz 1, 18).
Odwołując się do wypowiedzi Boga ze Starego Testamentu, wyczytujemy całą ich zbawczą głębię, gdy pamiętamy o tym, że Ojciec dał nam udział w świętości i sprawiedliwości swego Syna! W Chrystusie staliśmy się naprawdę święci i nieskalani. W Nim mamy odkupienie przez Jego krew – odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski (por. Ef 1, 3.7). A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni (Ef 2, 4-5).
Postanowić poprawę przy jego łasce
Po przebyciu całej drogi „rachunku” sumienia czujemy się odnowieni. W najskrytszym sanktuarium osoby i w świadomej warstwie osoby tak wiele się wydarzyło. Czujemy się na nowo uwrażliwieni na miłość Boga, która zewsząd nas ogarnia i wyraża się w niezliczonych darach. Nie jesteśmy sami i wyizolowani, lecz nieustannie wzywani do dialogu miłości. Tyle co doświadczyliśmy tej Boskiej miłości jako niewyczerpalnego źródła przebaczenia. Sam Boży Syn zdjął nam brzemię grzechów i winy. Doprawdy: Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość, którego grzech został puszczony w niepamięć (Ps 32, 1). Znów stoi otworem droga, po której można wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach” (Hbr 12, 1).
Każdy człowiek ze swej natury pragnie osobowego rozwoju i życia na wysokim poziomie. Jest w nas głębokie pragnienie, by osiągnąć możliwie najwyższy pułap człowieczeństwa. Chrystus w Ewangelii i w swoim Kościele wystarczająco jasno określa, na czym ten pułap polega! Święci konkretyzują to, co mogłoby się wydawać jedynie wzniosłym, ale niedościgłym ideałem.
Co nam się wyda ważne po dotarciu do końca prezentacji codziennego rachunku sumienia? Tego oczywiście nie wiem. Chętnie jednak dopowiem, najpierw na własny użytek, że warto (znów) podjąć to wielce obiecujące ćwiczenie się w tym rodzaju modlitwy. Można się szczerze tym radować, że każdy nowy dzień to powód do radości, ponieważ otrzymujemy jeszcze jedną szansę, by optymalizować swoje cztery podstawowe relacje – do Boga, do siebie samego, do bliźnich i do wszystkich rzeczy stworzonych. Żywimy taką nadzieję, mimo naszej słabości i zawodności moralnej. Liczymy bowiem – wraz ze św. Pawłem i rzeszami wierzących – na Łaskę Bożą. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4, 13). Gdy jutro znów objawi się nasza słabość, to z pokorą oprzemy się na zapewnieniu Pana Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12, 9).
Odmówić Ojcze nasz.
Za: http://www.zycie-duchowe.pl/art-12437.codzienny-rachunek-sumienia.htm
************************************************
polecam:
Codzienny rachunek sumienia – Georges A. Aschenbrenner S.I.,
(za: Georges A. Aschenbrenner SJ, L’examen de conscience spirituel, „Vie Consacrée”, 1980 (5), 283-297. Tłumaczenie (z nieznacznymi skrótami): M. Kożuch S.I., D. Plaskacz.)
Zwykle codzienny rachunek sumienia jest pierwszą praktyką, która znika z życia modlitwy człowieka wierzącego. Często nie określa się jasno przyczyn porzucenia praktyki codziennej analizy dnia wobec Boga. Często myśli się, że rachunek sumienia nie posiada praktycznej wartości w codziennym życiu przeciążonym zajęciami. Często też nie widząc natychmiastowych efektów ulega się łatwo zniechęceniu. Chcemy tutaj wykazać, że rachunek sumienia posiada istotną wartość w życiu chrześcijanina oraz ukazać błędne pojmowanie jego zakresu.
Rozumienie wagi rachunku sumienia zależy od dostrzeżenia jego roli w sztuce rozeznawania duchowego, tzn. w umiejętności rozeznawania działania duchów na co dzień.
Dzisiaj dla wielu ludzi tylko życie spontaniczne ma swój sens. Uważają oni często, że bez spontaniczności nie ma życia. Myślą, że ograniczając tę spontaniczność, zubożamy życie, nie pozwalamy na jego rozwój. Patrząc w ten sposób, przyjmuje się łatwo, że rachunek sumienia obdziera życie z jego uroków, prowadząc do wymazania zeń wszelkiej spontaniczności. Ludzie, którzy tak sądzą, nie uznają głębi myśli Sokratesa, że życie pozbawione refleksji nad samym sobą nie zasługuje na to, by je przeżyć. Dla nich Duch Święty przebywa w człowieku spontanicznym, a to wszystko, co przeciwstawia się rozkwitowi nieuporządkowanej spontaniczności jest obce temu Duchowi. Rozumując w ten sposób zapominają, że istnieją dwa rodzaje spontaniczności, które pochodzą z różnych źródeł.
Istnieje spontaniczność dobra skierowana ku Bogu i ludziom, płynąca z autentycznego przeżywania chrześcijaństwa, w którym słucha się uważnie słów Pana i w dojrzały sposób wciela się je w życie oraz spontaniczność niezdrowa, oparta na instynktach, pochodzących z niedojrzałości człowieka, czy też z działania złego ducha, spontaniczność rozbijająca, utrudniająca słuchanie i odpowiadanie na wezwanie Pana. Każdy człowiek doświadcza tak jednej, jak i drugiej spontaniczności.
Człowiek jako istota myśląca, kierująca się nie tylko instynktami może rozeznawać i poprzez rozeznawanie poznać, skąd pochodzi jego spontaniczność, które duchy są jej przyczyną i świadomie, z pomocą łaski Bożej, zmierzać ku temu, by cała jego osoba była włączona w służbę Bogu i ludziom, by nic w nich nie zubożało pragnienia pełnienia w życiu woli Boga Ojca, pragnienia, które staje się powoli rzeczywistością przeżywaną na co dzień z Chrystusem. Aby to osiągnąć, musimy nauczyć się kształtować i podtrzymywać spontaniczność płynącą z Ducha Świętego. Centralną rolę w tej sztuce ma właśnie codzienny rachunek sumienia.
Kiedy rachunek sumienia łączy się z rozeznawaniem, nie jest on tylko rachowaniem się, nie ma on tylko wydźwięku moralnego, ale staje się szkołą otwierania całej osobowości na Boga i drugiego człowieka. Tak często, choć może już mówiono nam inaczej, nasz rachunek sumienia sprowadzał się do pewnej formy przygotowania się do spowiedzi. Jego głównym aspektem było zorientowanie się co do wartości naszych czynów, czy były one dobre czy złe. W nabywaniu umiejętności rozeznawania, zasadniczą treską nie jest moralna wartość naszych czynów, lecz dostrzeganie, jak Pan nas dotyka i wprowadza w nasze serca, często bez naszej wiedzy, różne poruszenia i jak je odczuwamy, czy umiemy je odczytać i przyjąć.
Owocem wytrwałej pracy, owocem codziennego rozeznawania będzie coraz większa wrażliwość naszej świadomości duchowej, naszego sumienia na działanie Boga. Będziemy poznawać nasze odpowiedzi na to działanie, będziemy poznawać naszą zgodę i nasze pomyłki, aby następnie, móc je jasno ocenić. W codziennym życiu staniemy się bardziej świadomi naszej drogi do Ojca (J 6, 44), dostrzeżemy, że jesteśmy kuszeni przez naturę skażoną grzechem, która nas odciąga od Ojca poprzez grę naszych skłonności i usposobień. Takie poznawanie siebie i takie poznawanie Boga żyjącego w nas jest ważniejsze w codziennym rachunku sumienia od samej odpowiedzi, jaką daliśmy przez nasze czyny. Spójrzmy więc na codzienny rachunek sumienia mając na uwadze nasze wewnętrzne skłonności i usposobienia, by podjąć pełniejszą współpracę z działającym w nas Bogiem i powierzyć Mu nasze serca w autentycznej spontaniczności, która jest wywołana dotykiem Ojca i porywem Ducha.
Rachunek sumienia a droga powołania.
Rachunek sumienia jest spotkaniem, w którym nasze codzienne życie jest przez nas odczytywane w Chrystusie i z Chrystusem. Jest to więc doświadczenie Boga w wierze. Rachunek sumienia nie jest sposobem na uzdrowienie siebie, nie jest metodą samodoskonalenia się. Rachunek sumienia uwrażliwia nas na bardzo osobiste poruszenia, którymi posługuje się Duch Święty, by nas zbliżyć do Chrystusa, by każdego z nas bardziej uczynić podobnym do Niego.
Oczywiście wzrost tej wrażliwości trwa i wymaga cierpliwości wobec siebie i zaufania do prowadzącego nas Ducha, abyśmy coraz bardziej żyli prawdą i miłością Chrystusa, dążąc do tożsamości z żyjącym w nas Chrystusem. Ta tożsamość w Nim zakorzeniona poprzez Ducha doprowadza nas do tożsamości naszej drogi życia, naszego powołania chrześcijańskiego, w którym żyjemy, pragnąc służyć Bogu i ludziom.
Bóg powołał mnie do życia, bo mnie umiłował. Żyję tu i teraz dzięki Miłości Boga. On pragnie, abym tu i teraz stawał się coraz bardziej podobny w swoim człowieczeństwie do Chrystusa ubogiego, czystego i posłusznego, który we mnie żyje, którego Duch mnie umacnia, gdy idę drogą swego życia, na którą On mnie wprowadził.
Rachunek sumienia nabiera prawdziwej wartości dopiero wtedy, gdy staje się doświadczeniem codziennej konfrontacji i miejscem odnawiania się na drodze naszego powołania, a przez to prowadzi do pogłębienia i rozwoju własnej tożsamości na wybranej drodze. Nasz codzienny rachunek sumienia w żadnym razie nie może pominąć powołania, do którego zostaliśmy wezwani. Wtedy nabiera ono jasności i staje się w naszej świadomości szczególną łaską Bożą daną nam dla pożytku duchowego drugich i nas samych.
Rachunek sumienia a modlitwa.
Rachunek sumienia to czas modlitwy. Brak rachunku sumienia lub robienie go bez codziennego wysiłku i pracy całkowicie nas spłyca i czyni niewrażliwymi na delikatne, a zarazem silne działanie Chrystusa mieszkającego w naszych sercach. Natomiast pusta psychologiczna refleksja nad sobą lub niezdrowa introspekcja nie otwierają, co więcej rodzą realne niebezpieczeństwo zagrzebania się w sobie.
Rachunek sumienia staje się modlitwą i ma duchową skuteczność tylko wtedy, gdy jest kontynuacją modlitwy osobistej. Bez tego czynnika modlitwy rachunek sumienia upływa na jałowej refleksji nad sobą, a jego celem staje się doskonalenie osobiste, podsycające ambicje. W modlitwie Bóg Ojciec objawia nam swą Wolę i to w sposób, jaki On uważa za najlepszy. Uczy nas widzieć wszystko w Chrystusie. Mówi o tym św. Paweł: „Bóg zechciał oznajmić, jak wielkie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan” (Kol 1, 27). Modlący się doświadcza tego odsłaniania się Tajemnicy Ojca w Chrystusie na różne sposoby, które często nie dają się zwerbalizować. Duch Jezusa Zmartwychwstałego czyni człowieka zdolnym do odczuwania i poznania Jego wezwania, abyśmy upodobnili się do Tego, który nam się objawia.
Modlitwa staje się czymś pustym, jeśli nie jest odpowiedzią na wezwanie Chrystusa. Otwarcie się pełne szacunku i uległości wobec Pana, bez moralizatorstwa i osądzania siebie, pełne „posłuszeństwa w wierze”, o którym wspomina św. Paweł (Rz 16, 26), jest postawą, o jaką chodzi w codziennym rachunku sumienia, aby móc wyczuć i zidentyfikować osobiste zaproszenie Pana, który nas pociąga ku sobie i wzywa, by nie ulegać subtelnym podszeptom i sugestiom, które są Mu przeciwne. Bez takiej postawy wobec Boga codzienna praktyka rachunku sumienia spłyca się, wysycha i zamiera. Bez wsłuchiwania się w objawianie nam przez Ojca JEGO Dróg, tak różnych od naszych (Iz 55, 8-9), rachunek sumienia staje się jakąś bardzo formalną praktyką ubiegania się o osobistą doskonałość w znaczeniu tylko ludzkim i naturalnym, lub co gorsza okazją pójścia własnymi naznaczonymi egoizmem drogami. Bez modlitwy rachunek sumienia jest czymś ubogim, nieoddającym tego wspaniałego doświadczenia, poprzez które Pan zaprasza nas nieustannie do odpowiedzi, porządkując nasze życie. Z drugiej strony prawdą jest, że modlitwa kontemplacyjna uprawiana bez systematycznego rachunku sumienia wyobcowuje nas z życia stając się czymś sztucznym. Czas formalnej modlitwy może stać się bowiem w czyjejś codzienności okresem arcyświętym, nietykalnym, lecz zupełnie wyizolowanym z reszty życia, które może być oddzielone od modlitwy. Prawdziwa modlitwa winna prowadzić do odnajdywania Boga we wszystkich rzeczach na płaszczyźnie realnego życia.
Codzienny rachunek sumienia pozwala pełniej i bardziej realnie widzieć w naszym życiu Boga, Jego prowadzenie nas i odczytywać Jego plany względem nas w szarzyźnie dnia codziennego, tak abyśmy mogli odnajdywać Boga we wszystkim i wszędzie, nie tylko w czasie wydzielonym specjalnie na modlitwę.
Rozeznawanie sercem.
Kiedy zapoznawano nas z rachunkiem sumienia w początkach naszego wychowania religijnego, proponowano nam konkretną modlitwę trwającą ok. 15 minut. Najpierw wydał się nam zapewne czymś stylizowanym i sztucznym, budziły się w nas nadzieje radykalnej poprawy naszych zachowań i reakcji a następnie ogarniało zniechęcenie i przygnębienie spowodowane faktem, że nic w naszym życiu nie zmienia się, że wciąż upadamy, że dobre postanowienia niczego nie załatwiają. Wrażenie to wynikało raczej z naszych wyobrażeń o owocach rachunku sumienia. Byliśmy bowiem początkującymi wędrowcami na drodze Bożej i nie umieliśmy rozeznawać w wydarzeniach dnia codziennego obecności Boga, który nas zbawia. Chcieliśmy być lepszymi najczęściej w tych sytuacjach, które powodowały potem poczucie winy. W rzeczywistości oznaczało to, że bardzo chcieliśmy sami siebie uleczyć ze swoich słabości. Dla kogoś początkującego, komu jeszcze brakuje osobowej integracji, takie doświadczenie jest bardzo ważne. Choć wydawać się może zarazem bardzo formalne. Nie powinno nas to zbić z tropu. Doświadczenie to jest nieuniknione zarówno dla nowicjusza jak i weterana, który od dawna praktykuje rachunek sumienia.
Gruntowne jednak zrozumienie rachunku sumienia jest możliwe tylko wtedy, gdy uchwyci się cel, jaki się ma przed sobą. Ostatecznie bowiem codzienny rachunek sumienia zmierza do rozwoju serca, by uczynić je zdolnym do rozeznawania nie tylko podczas jednego czy dwóch kwadransów w ciągu dnia, lecz nieustannie. Takie rozeznawanie jest jednym z najważniejszych darów Pana. Świadomość ważności tego daru posiadał Salomon prosząc o „serce pełne rozsądku do… rozróżniania dobra od zła” (1 Krl 3, 9-12). Musimy nieustannie prosić o ten dar, musimy także tworzyć w naszych sercach warunki do jego rozwoju. Codzienny rachunek sumienia odgrywa tutaj zasadniczą rolę.
Pięć etapów, które nam proponuje św. Ignacy w Ćwiczeniach Duchownych (CD n. 43) należy rozumieć jako środek kształtowania chrześcijańskiego sumienia i znajdowania Pana na co dzień. Ważne jest, abyśmy jako chrześcijanie należący do Boga umieli żyć, tak jak żył Pan nasz Jezus Chrystus, aby etapy rachunku sumienia były ściśle łączącymi się aspektami naszego otwierania się na świat i Boga, aby pomagały w poznawaniu siebie.
Nie ma dokładnie określonego czasu na poszczególne pięć części rachunku sumienia. Chodzi przede wszystkim o odczytanie naszego duchowego stanu i o szukanie odpowiedzi, by dać ją Panu. Jednego dnia jakiś punkt będzie zajmował więcej czasu, innego dnia – inny punkt.
Św. Ignacy przy końcu swego życia nie przestawał badać wszystkich swych poruszeń i skłonności serca, tzn. nie przestawał badać zgodności każdej rzeczy ze swym prawdziwym „ja” skoncentrowanym na Chrystusie. Było to owocem intensywnego ćwiczenia się w rachunku sumienia – modlitwie, praktykowanym każdego dnia.
Każdy, kto pragnie stawać się coraz bardziej chrześcijaninem, każdy, kto pragnie swojego rozwoju wewnętrznego powinien stale być świadomym ogromnego znaczenia jednego lub dwóch kwadransów przeznaczonych co dzień na rachunek sumienia. To znaczy winien uświadomić sobie znaczenie nieustannego rozeznania serca i potrzeby dostosowania rachunku sumienia do tego etapu rozwoju, na którym obecnie jest i do sytuacji, w których żyje. Tak często subtelna racjonalizacja zaprasza nas do porzucenia codziennego rachunku sumienia pod pretekstem, iż umiemy już nieustannie rozeznawać sercem. Racjonalizacja ta przeszkadza nam w prawdziwym i ciągłym wyczuwaniu działania w nas Ducha św. i we wzroście w wierze.
Spójrzmy teraz na formę rachunku sumienia, jaką ukazuje św. Ignacy (CD n. 43), pragnąc uchwycić mądrość tam zawartą, która polega na rozeznawaniu duchowym spraw życia codziennego.
Świadome dziękczynienie.
Jako pierwszy punkt rachunku sumienia św. Ignacy proponuje dziękczynienie za otrzymane dobrodziejstwa. Jest to echo zachęty św. Pawła: „w każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem nas” (1 Tes 5, 18). Chrześcijanin wzrastając w wierze, dostrzega coraz wyraźniej, jak bardzo jest obdarowywany, jak wszystko, co go otacza jest odbiciem blasku i chwały Niewidzialnego. Dostrzega też swoje duchowe ubóstwo, swoją błogosławioną zależność od Najwyższej Mądrości. Dziękczynienie, którym rozpoczynamy rachunek sumienia otwiera nasze oczy i serce na dary, które z woli Bożej stały się naszym udziałem.
Chrześcijanin pośród tego świata jest naprawdę człowiekiem ubogim, który nie posiada z siebie nawet swojego istnienia, a który jednak w każdej chwili i we wszystkich rzeczach jest obdarowywany. Wielokrotnie „troszcząc się o wiele” (Łk 10, 41) próbujemy zaprzeczyć naszemu realnemu ubóstwu i zapominamy o Tym, dzięki któremu wszystko posiadamy, dzięki któremu żyjemy. W ten sposób tracimy dary, którymi mieliśmy być obdarowani i pragniemy czegoś, co nie jest naszym dobrem, czegoś – na co – jak sądzimy zasłużyliśmy. Osiągając w ten sposób pozorne sukcesy i porażki, powoli dostrzegamy, że nie są one prawdziwym szczęściem i ulegamy nieraz gorzkiej frustracji (zawodowi).
Jedynie człowiek autentycznie ubogi może docenić wartość nawet najmniejszego daru i przeżyć go w prawdziwej wdzięczności. Im głębiej żyjemy naszą wiarą, tym bardziej czujemy się ubodzy i obdarowywani, a całe nasze życie staje się coraz serdeczniejszym radosnym dziękczynieniem. To dziękczynienie winno stawać się zasadniczą przesłanką naszej duchowej świadomości. Serca nasze karmione wiarą w Boga winny trwać w prawdziwej wdzięczności za dary, którymi nas obdarzył w ciągu dnia. Być może, w danej chwili nie uświadamialiśmy sobie daru, jaki otrzymaliśmy, lecz teraz, w chwili modlitewnej refleksji widzimy w całkiem innym świetle to, co się wydarzyło. W ten sposób uczymy się rozpoznawać coraz to nowe dary, których Bóg nam udziela.
Nasza wdzięczność winna dotyczyć darów konkretnych i osobistych. Bądźmy w tym prawdziwi. Dziękujmy za przeżytą rzeczywistość, za swoje pragnienia, postawy, czyny, takie jakie one są. Nie próbujmy szukać chwil szczególnie przyjemnych lub nieprzyjemnych, nie próbujmy w tym momencie orzekać, co było darem Bożym. Jest wiele rzeczy w tym życiu, które przyjmujemy jako same z siebie oczywiste. Bóg stopniowo doprowadza nas do głębokiego zrozumienia ich prawdziwego sensu, do zrozumienia, że wszystko jest Jego darem i słuszną jest rzeczą chwalić Go i Jemu dziękować. Stając przed Bogiem Ojcem w postawie wdzięczności i uwielbienia zbliżamy się do rzeczywistości Królestwa Bożego, zaczynamy widzieć rzeczy takimi, jakimi są i stajemy się coraz bardziej zjednoczeni z Tym, który jest naszym życiem.
Prośba o światło.
W rachunku sumienia nie chodzi tylko o to, by mając za sobą pewną część dnia powrócić do przebytej drogi i zanalizować ją. Rachunek sumienia nie jest psychologiczną retrospekcją minionego dnia. Nie chodzi tylko o analizę przebytej drogi, o ocenę moralną naszych czynów, o stwierdzenie, że jesteśmy dobrzy lub źli. Chodzi raczej o to, by nasze spojrzenie na życie i postępowanie zanurzyć w Bogu i przepoić je Duchem Jezusa, by dać prawdziwą odpowiedź na wezwanie Pana.
Chrześcijanin musi czuwać nad tym, by nie zanurzyć się całkowicie w otaczającym go świecie wraz z jego naturalnymi siłami. Obecnie istnieje szczególne niebezpieczeństwo fascynacji osiągnięciami człowieka w dziedzinie nauki i techniki. Wydaje się czasem, że w świecie dzisiejszym nie ma miejsca na tajemnice. Jednakże nauka i technika nie dają odpowiedzi na pytanie o sens ludzkiego życia, nie zapewniają szczęścia i wewnętrznego pokoju, a zdobywanie coraz to nowych dóbr materialnych nie przynosi oczekiwanej satysfakcji. Chrześcijanin żyjący pośród świata może odkrywać Bożą Miłość poprzez wszystko, co istnieje. Potrzebne jest spojrzenie na Boga, na świat i na siebie, spojrzenie otwartych oczu i czystego serca. Bez oświecającej łaski Boga ten rodzaj spojrzenia jest niemożliwy, dlatego należy prosić o Boże światło. Sami z siebie nie jesteśmy w stanie dojść do tego światła i spojrzenia, którego źródłem jest Pan. Oby Duch Święty pomógł nam zobaczyć pełniej samych siebie, tak jak On nas widzi.
Konkretny przegląd naszych czynów.
W trzecim punkcie rachunku sumienia św. Ignacy zaleca uświadomienie sobie i przypomnienie minionego dnia. Proponuje, aby „przechodząc godzina po godzinie” poznać kolejno swoje myśli, uczucia, słowa i czyny. Celem podstawowym jest tu spojrzenie w świetle wiary na to, co miało miejsce od ostatniego rachunku sumienia.
Dlatego zasadnicze pytania tego punktu mogą brzmieć następująco:
•Co się w nas wydarzyło?
•Jakie uczucia pojawiły się w nas?
•Jaką pracę Bóg w nas wykonał?
•Czego Bóg od nas oczekiwał?
Tymczasem często punkt ten staje się miejscem pośpiesznego osądzania siebie i swoich zachowań według schematu „dobro-zło” i w ten sposób czynimy akurat to, czego nie powinniśmy czynić. Czyny nasze winniśmy rozważać, ale na drugim planie. Dziś, kiedy tak bardzo liczy się aktywizm i działanie, kiedy cicha i cierpliwa wiara jest odrzucana, tym bardziej wezwani jesteśmy do najpełniejszego życia wiarą w Jezusa Chrystusa. W tej części codziennego rachunku sumienia mamy coraz uważniej spoglądać na nasze uczucia, postawy, na różne napięcia. Mamy spoglądać na nie bez przerażenia, mamy traktować je poważnie, trwając w świadomości, że właśnie tutaj, w centrum naszej uczuciowości, czasem pokrytej mrokiem, często spontanicznej, Bóg przebywa z nami w sposób najbardziej osobisty i intymny. Abyśmy mogli rozpoznać wołanie Boga w sercu naszego jestestwa, konieczne jest poznawanie motywów naszego działania, rozeznawanie od jakiego ducha pochodziły nasze przeżycia. Powiedzieliśmy wyżej, że rachunek sumienia jest jednym z zasadniczych sposobów rozumienia tego, co dokonuje się w nas samych. Potrzebne jest tu prawdziwe zbliżenie się do naszego życia, zbliżenie które najpierw jest nasłuchiwaniem, następnie zaś czynną odpowiedzią.
Zasadniczą postawą człowieka wierzącego jest postawa słuchania słów Pana. Słowa te dają się słyszeć na wiele sposobów, w różnych formach. Człowiek wierzący stara się przede wszystkim odczytać i poznać wolę Boga, by dać Bogu odpowiedź „posłuszeństwem w wierze”. Jest to postawa wrażliwej bierności człowieka ubogiego, który jest zależny i chce być zależny od swego Stwórcy. Postawa ta łączy się ze stopniowym przyjmowaniem wewnętrznego pokoju, który usposabia nas do uważnego słuchania Słowa Bożego w każdej chwili naszego życia i rodzi twórcze pragnienie odpowiadania czynami na wezwanie Boga. Oto dlaczego z wielką uwagą skupiamy się na odczytywaniu naszych wewnętrznych poruszeń, przez które Bóg do nas przemawiał w ciągu ostatnich godzin.
Być może, w ciągu dnia nie rozpoznaliśmy Bożego wezwania, lecz teraz, w chwili spokojnej refleksji łatwiej jest nam odczytać JEGO Drogę ku nam. Najważniejsze są bowiem Słowa Pana, a nie nasze czyny, dlatego zechciejmy Go słuchać. Pytajmy, w jaki sposób Bóg przychodził do nas w dniu dzisiejszym, czego od nas oczekiwał i jaka była nasza odpowiedź. Pytanie to jest bardzo istotne, ponieważ wzrastając w wierze możemy powoli oczyszczać nasze motywacje przechodząc z zapatrzenia się we własną doskonałość ku działaniu Ducha Bożego (Rz 8, 14), aby coraz pełniej realizować zaproszenie Boga do budowania Królestwa Bożego tu na ziemi.
W tym ogólnym przeglądzie nie chodzi o to, abyśmy prześledzili wszystkie minuty, jakie upłynęły od ostatniego rachunku. Powinniśmy raczej zwracać baczną uwagę na te konkretne wydarzenia, które szczególnie nas poruszyły, które w jakiś sposób zaowocowały w nas. Zauważmy, jakie uczucia budziły się w nas w tym czasie i starajmy się w świetle Bożej łaski przyjąć siebie w tych wydarzeniach. Starajmy się dostrzec Boga, który stale nam towarzyszy, który ogarnia nas Swoją Miłością.
To odczytywanie znaczenia wydarzeń, św. Ignacy nazywa szczegółowym rachunkiem sumienia. Ta część rachunku sumienia może częściej niż inne, była opacznie rozumiana. Próbowano skoncentrować się na dokonaniu podziału życia wewnętrznego, tworząc niepotrzebne wykazy cnót i wad, by następnie zająć się kolejno wykorzenianiem jakiejś wady lub doskonaleniem cnoty. Często takiemu działaniu towarzyszyło nerwowe poszukiwanie osobistej doskonałości i pragnienia, aby nareszcie stanąć przed Panem Bogiem jako sprawiedliwy, a nie jako grzesznik. Poświęcano pewien czas jakiejś wadzie lub cnocie, następnie przechodzono do innej, która figurowała na liście. Tymczasem wady i cnoty są powiązane ze sobą. Nie dają się tak po prostu wyizolować i nie poddają się łatwym zmianom. Takie szufladkowanie zamyka nasze serca na odczytywanie obecności Boga w nas, ponieważ wydaje się nam, że nie jest nam On tak konieczny, sami wiemy lepiej, co mamy czynić i nie słuchamy już Jego głosu.
Celem szczegółowego rachunku sumienia nie może być poszukiwanie osobistej doskonałości. Głównym jego zadaniem jest konkretne i pełne szacunku spotkanie z Panem naszych serc. Dopiero wtedy, gdy rozbudzimy naszą wrażliwość na miłość Bożą, gdy zaczniemy poznawać i przyjmować siebie, wtedy możemy pragnąć, aby pewne rzeczy z Bożą pomocą zostały w nas zmienione. Potykamy się i robimy błędy w wielu dziedzinach, ale Pan nie wymaga od nas, abyśmy w oparciu o nasze myślenie i wizje robili plany pracy nad sobą i za jednym zamachem chcieli zmieniać wszystko w naszym życiu.
Zazwyczaj jest w naszym sercu jakiś zakątek, od którego należy rozpocząć proces nawrócenia do nowego życia, jakieś szczególne miejsce, w którym Bóg nas dotyka, oczekując naszej szczerości i zawierzenia. Jakże często chcemy zapomnieć o tym miejscu nie słuchając Boga. Odkładamy na później dotarcie na miejsca spotkania, ponieważ wydaje nam się, że to Bóg nas nie rozumie, że Jego słowo niesłusznie nas oskarża. Próbujemy usprawiedliwiać się i odwracamy się od Jego łaski, przeczuwając, być może, że właśnie zmiana postawy w tym punkcie nie będzie łatwym sukcesem, ale cierpliwym stawaniem przed Panem wciąż z tą samą słabością. Tymczasem właśnie w tym zakątku naszego serca możemy spotkać Boga i siebie samych w sposób szczególny.
Początkujący niech najpierw poświęcą nieco czasu na badanie w szczegółowym rachunku sumienia swoich uczuć, które mogą pokazać, czego w tej chwili oczekuje od nich Pan.
Inaczej istnieje ryzyko, że zaczną dążyć do doskonałości według jakiegoś wzoru czysto zewnętrznego. Szczegółowy rachunek sumienia jest bardzo osobistym, szczerym, czasem niezmiernie delikatnym doświadczeniem Bożego nawoływania do nawrócenia w głębokich pokładach naszych serc. Przedmiot nawrócenia może pozostawać niezmiennym w ciągu długiego okresu. Jest niezmiernie ważne, abyśmy spostrzegali to osobiste wezwanie, z jakim Bóg zwraca się do nas. Wezwanie to trzeba zinterpretować i na nie odpowiedzieć, jeśli tylko szczerze pragniemy postąpić na drodze świętości. Kiedy przyjmiemy szczegółowy rachunek sumienia jako doświadczenie osobistej miłości Boga względem nas, wtedy staniemy przed Nim z większą pokorą i gotowością przyjmując siebie, świat i ludzi takimi, jakimi są. św. Ignacy radzi też w rachunku sumienia zwracać uwagę na moment rozpoczęcia i zakończenia dnia, aby lepiej poznać to wszystko co jest prawdziwą treścią naszego życia.
Kapitalne znaczenie dla trzeciego punktu ogólnego rachunku sumienia ma wzrastająca (w wierze) świadomość naszej ludzkiej, grzesznej natury. Jest to przede wszystkim prawda wiary, nie zaś moralizatorskie twierdzenie odwołujące się do pewnych faktów naszego życia. Głębokie i spokojne przyjęcie naszej grzeszności zależy bardzo od naszego wzrostu w wierze. Owocem takiej postawy winno być dziękczynienie, za to, że Bóg mimo mego grzechu miłuje mnie i zbawia.
Skrucha i żal za grzechy.
Serce chrześcijanina, to serce rozśpiewane pieśnią radosnego dziękczynienia. Jednakże to wesołe „alleluja” może być bardzo powierzchowne, bez wyrazu i głębi, jeśli nie zostało okupione prawdziwym trudem. Jest to przecież śpiew grzesznika, który nie powinien zapominać, że jest wystawiony na łup swoich grzesznych skłonności, chociaż rozpoczął już nowe życie, którego rękojmią jest zwycięstwo Jezusa Chrystusa. W konsekwencji nasz wzrost duchowy nie może się dokonać bez ciągłego doświadczenia wszczepienia w Pana. Takie wszczepienie dokonuje się również poprzez duchowe strapienie, które nas ogarnia, kiedy zauważamy, że brakowało nam szczerości, odwagi i zdecydowania w odpowiadaniu na to wołanie Boga, które odczytaliśmy w szczegółowym rachunku sumienia. Ten żal i strapienie nie płynie ze wstydu, czy braku zdecydowania wobec naszych słabości, lecz jest doświadczeniem płynącym z wiary w miarę jak odkrywamy ogromne pragnienie Boga, byśmy Go kochali z całego serca, ze wszystkich sił, każdą cząstką naszego bytu, w każdej chwili naszego życia.
Pamiętając o cierpliwym oczekiwaniu Boga Ojca na powrót syna marnotrawnego i o prawdziwej radości spotkania, możemy pojąć lepiej, jak ważny jest czas codziennego rachunku sumienia, przeżywamy w postawie skruchy i prawdziwego żalu za niewierności, które powodowały oddalenie się naszego życia od Bożej drogi.
Postanowienia pełne nadziei.
Ostatni punkt codziennego rachunku sumienia wynika w sposób bardzo naturalny z poprzednich. Spoglądając ze skruchą na wydarzenia dnia dzisiejszego, pragniemy poznać, ku czemu mamy zwrócić swoje serce w dniu następnym, patrzymy ku przyszłości, która jest nam zadana. Na tę przyszłość pragniemy spojrzeć odnowionym sercem, pełnym nadziei i ufności. Źródłem tej nadziei nie są nasze pragnienia, nasze możliwości, nasze własne siły, lecz głęboka wiara w działanie w nas Bożego Ducha, Ducha miłości i pokoju. Źródłem tej nadziei jest ufność w moc Chrystusa, w to, że mamy udział w zwycięstwie Jezusa Chrystusa, który na nowo zjednoczył nas z Ojcem. Z taką głęboką nadzieją będziemy spoglądać w przyszłość odnowionym wzrokiem, aby odczytać pełniej Jego Słowo, skierowane konkretnie do nas, abyśmy je przyjęli i wypełnili.
Im bardziej zawierzymy Bogu i pozwolimy, by kierował naszym życiem, tym bardziej doświadczymy pokładanej w Nim prawdziwej, często trudnej nadziei. Nadzieja ta będzie w nas pomimo naszych błędów i słabości. Doświadczenia życia będą nas czasem przerastały, będą coraz bardziej ogołacały z nieprawdziwych wyobrażeń, w końcu jednak okażą się radosne i błogosławione. Modląc się o lepsze poznanie delikatnego działania Boga starajmy się usłyszeć i przyjąć zaproszenie Pana do przemiany tego miejsca w naszym wnętrzu, które On nam wyznacza. Podejmowane postanowienia winny dotykać tego właśnie miejsca. Mogą one być różne, mogą być takie same. Ważne jest, aby lepiej prowadziły do nawrócenia. Każde postanowienie przedstawmy ufnie Panu Bogu, prosząc, abyśmy poznali, czy jest ono zgodne z Jego planem.
Zobaczmy też kryteria naszych wyborów. Często jedynym kryterium staje się stopień trudności realizacji danego postanowienia. Myślimy, że to czego oczekuje Pan Bóg, musi być bardzo trudne, musi nas przerastać, musi nas przerażać. Na takie patrzenie jakże często wpływa fałszywy obraz Pana Boga, ludzka pycha i nie oczyszczone jeszcze poczucie własnej wielkości. Strzeżmy się też postanowień podejmowanych niejako na wyrost, zbyt ambitnie kształtowanych przez nasze wyobrażenia, że Pan Bóg wszystko w nas zdziała, co tylko zechcemy.
Równocześnie badajmy, czy od podjęcia postanowienia nie odpychają nas nasze przyzwyczajenia, lęk przed porażką, brak zaufania w moc Bożej łaski. Kryteria te łatwiej odczytamy badając nasze uczucia względem podejmowanego postanowienia i związanego z nim obrazu przyszłości. Uczucia te należy dobrze poznać nie bagatelizując ich w nadziei, że same z czasem znikną. Poznając nasze uczucia względem przyszłości, przybliżamy w pewien sposób samą przyszłość, która staje się jaśniejsza i bliższa.
Postanowienia te nie mogą być wciąż zmieniane. Nie możemy również oczekiwać łatwych i szybko dostrzegalnych zmian w nas samych. Bardzo ważna jest wierność nawet w pozornie małej sprawie. Może to być pierwszy krok ku większym przemianom. Jakże często tym pierwszym krokiem jest wierność w spotkaniu z Panem Bogiem w codziennym rachunku sumienia.
Należy jednak zwrócić uwagę na to, czy podejmowane postanowienia nie są wciąż takie same, czy już do nich zbytnio nie przyzwyczailiśmy się. Gdybyśmy zauważali taką tendencję, byłby to pewny znak, że nie weszliśmy w pełni w cztery poprzednie punkty rachunku sumienia.
Końcową część codziennego rachunku sumienia można określić słowami św. Pawła: „zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną” (Flp 3, 13).
Rachunek sumienia a rozeznanie.
Zakończmy te rozważania ogólnymi spostrzeżeniami dotyczącymi wartości codziennego rachunku sumienia i jego szczególnego znaczenia w życiu chrześcijanina. Codzienny rachunek sumienia podejmowany jako rozeznawanie obecności Boga działającego w nas staje się czymś więcej niż krótkim, powtarzanym raz czy dwa razy dziennie ćwiczeniem o znaczeniu drugorzędnym w stosunku do innych form modlitwy i innych sposobów przeżywania Boga w naszym życiu. Staje się on raczej ćwiczeniem, które pozwala odczytywać i odnawiać naszą tożsamość w wierze.
Św. Ignacy, chociaż czasem dopuszcza możliwość skrócenia codziennej medytacji, nigdy nie pozwala na opuszczenie rachunku sumienia. Wydaje się, że dla niego rachunek sumienia był świętym czasem szczególnego spotkania z Bogiem, koniecznym dla przyjęcia i przeżycia każdego dnia. Poprzez to codzienne rozeznawanie uczymy się, za przykładem św. Ignacego, „szukać i znajdować Boga we wszystkich rzeczach”. Codzienny rachunek sumienia staje się głównym doświadczeniem modlitwy. Powinniśmy zatem bardziej żałować opuszczenia rachunku sumienia niż codziennej modlitwy kontemplacyjnej w ścisłym tego słowa znaczeniu. Takie podkreślanie ważności rachunku sumienia może początkowo budzić nasze zdziwienie, ale spojrzawszy głębiej na sens i znaczenie codziennego rachunku sumienia lepiej zrozumiemy myśl Świętego.
W życiu św. Ignacego odnajdywanie Boga we wszystkim było sprawą zasadniczą. U kresu swoich dni mówił: „Pielgrzym mógł odnajdywać Boga, kiedy tylko pragnął, o którejkolwiek godzinie” (Opowieść pielgrzyma n. 99). Był to Ignacy, który już osiągnął swoją duchową dojrzałość, który pozwolił Bogu na takie zawładnięcie sobą, że wszystko, całe życie było przesiąknięte Bogiem, było mówieniem Mu „tak” płynącym z głębi jego istoty (CD n. 316).
Tożsamość św. Ignacego była w tym okresie w pełni osadzona i ugruntowana w Jezusie Chrystusie na wzór św. Pawła, który mówi: „Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego,… nie mając mojej sprawiedliwości pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa” (Flp 3, 8-9).
Św. Ignacy potrafił obserwując strapienie i pocieszenie duchowe zauważyć także podstępy złego ducha i odróżnić je od działania Bożego (CD 314 nn). Umiał znajdować Boga we wszystkich rzeczach rozeznając pieczołowicie każde wewnętrzne doświadczenie. Owo rozeznawanie duchów stało się codziennym, bardzo praktycznym sposobem życia, sztuką miłowania Boga z całego serca, z całej duszy i ze wszystkich sił.
Każda chwila życia upływała na odnajdywaniu Boga. Dla św. Ignacego owo odnajdywanie Boga w każdym poruszeniu, w każdym uczuciu czy sytuacji stało się pod koniec życia niemal natychmiastowe, gdyż Bóg tak bardzo ogarnął jego serce, że był dążeniem całej jego istoty. To, co było niemal natychmiastowe u dojrzałego już Świętego, może u kogoś początkującego wymagać wielu godzin czy dni intensywnej modlitwy w zależności od wagi badanego poruszenia, od wewnętrznej wolności i oczyszczenia. Drogą do rozwoju naszych możliwości właściwego odczytywania słowa Bożego skierowanego do nas będzie codzienny rachunek sumienia, codzienne spotkanie z miłującym nas Bogiem, który przychodzi do nas w naszej codzienności, który chce, abyśmy oczyma wiary zobaczyli Jego obecność w naszym życiu.