Z Kościołem nie chcemy mieć nic wspólnego. Ale biada, jak nam sutannowi czegoś odmówią
Ks. Daniel Wachowiak | Kilka tygodni temu opublikowałem informację, iż w jednej z parafii w wielkopolskim Lesznie, gdzie są remontowane pomieszczenia, trzy firmy odmówiły przywiezienia do niej betonu. Odmowa nastąpiła w momencie podania adresu i nazwy instytucji. Odpowiedzi były argumentowane stwierdzeniem: „z Kościołem nie chcemy mieć nic wspólnego”.
Powyższą treść zacytowało sporo mediów. Szczególnie wielkopolskie. Zerknąłem na internetowe komentarze umieszczone pod tą wiadomością. Oprócz nudnego, antyklerykalnego hejtu, kilku w miarę pogłębionych analiz i nielicznych prób krytycznego spojrzenia na zaistniałą sytuację. Moją uwagę przykuło jednak coś, co według mnie dopiero rozpoczyna się na sposób masowy w polskim katolicyzmie. „Dobrze im tak. Odmawiają chrztów, robią problemy ze ślubami, należy im się taka reakcja. Brawo leszczyńskie firmy!”. Niby nie powinno mnie to zdziwić, bo przecież tłumne przyjmowanie sakramentów i sakramentaliów (np. święconka) dzieje się w Polsce od lat, a jednak letni katolicy przekroczyli nową granicę. By o niej napisać w kilku zdaniach, najpierw umieszczę istotny akapit.
Zdarzają się parafie, gdzie ksiądz ze względu na skomplikowany charakter, zadziorny temperament, pazerność, czy źle rozumianą misję kapłańską, niesłusznie odmawia sakramentów. Bolesne są takie przypadki i należy je piętnować. Na szczęście w większości sytuacji nie mamy do czynienia z taką kościelną patologią.
W miesiącach letnich umieściłem inny wpis: „Telefon do parafii. Dzień dobry, nie jesteśmy od pana… księdza z parafii… Czy możemy tam wziąć ślub? Ładny kościółek. Czy na ślubie mogą być z nami nasze kochane zwierzątka? Czy zamiast składki może być zbiórka na schronisko dla zwierząt?”.
Czyż nie ma racji wspaniały Ojciec Benedykt XVI, który jak zawsze precyzyjnie wskazuje przyczyny i skutki rozkładu wiary wewnątrz Kościoła? „Eucharystia jest dewaluowana i staje się pustym gestem. Jako oczywistość przyjmuje się, że kurtuazyjnie udziela się jej wszystkim zaproszonym na rodzinne uroczystości i podczas takich wydarzeń jak wesela czy pogrzeby. Bezrefleksyjność, z jaką w wielu przypadkach ludzie uczestniczący we mszy świętej przyjmują Najświętszy Sakrament, w gruncie rzeczy pokazuje, że komunię postrzega się jako pustą ceremonię”.
Śmiem twierdzić, że tak jak bywa w niemieckim Kościele, gdzie wierni płacąc podatki na Kościół, niezależnie od swej duchowej kondycji często wymagają obsługi, tak podobnie dzieje się już w Polsce. Oto sakramenty i inne katolickie obrzędy są traktowane jedynie przedmiotowo. Dzieje się tak na podobieństwo towarów w sklepie. Klient płaci, klient wymaga. Pewne produkty można otrzymać tylko po ukończeniu pełnoletności, więc analogicznie dziecku w 2, czy 3 klasie należy się „opłatek”, a dorosłym „wynajęcie świątyni na ślubny event”. Bierzmowanie da się załatwić, a pogrzeb musi być akademią ku czci zmarłego. Zanika podejście, któremu towarzyszy wiara setnika: „Panie, nie jestem godzien”. Na jej miejsce wkracza pretensjonalne: „jeżeli jesteś Synem Bożym, wybaw siebie i nas”.
Kapłan walczący o czystość kultu, ukazujący klarowne wymagania, uczciwie przekazujący Jezusową łaskę sakramentów, przygotowujący ludzi do Chrystocentryzmu musi mieć świadomość, że będzie wystawiony na ostracyzm. Pomogą w tym medialnie wykrzywione wypowiedzi Papieża, w których odnosi się wrażenie, że chrzcić, udzielać śluby i głaskać bez spowiedzi należy dzisiaj każdemu i każdego. Przecież „Bóg jest miłosierny”. Parafianie stają się klientelą, która oczekuje, że „wszystko im się należy”. Dodatkowo herezja „dobroludzizmu” pogłębia marketing w Kościele. Dodajmy – darmowy, bo przecież Papież powiedział, że nie wolno brać pieniędzy za sakramenty, a że dodał, iż wierzący nie mogą mieć kłopotów z ofiarnością, to się już nie liczy.
Wracając do internetowych komentarzy o parafii w Lesznie. Kapłani prowadzący do nieba, nie mogą ugiąć się pod finansowym szantażem letnich katolików. Duchowni nie mogą lękać się tego, że jeśli postępują w zgodzie z Ewangelią, prawem Kościoła, to ludzie się obrażą, przestaną przychodzić i spadną datki na parafie. Nie mogą, bo za srebrniki nie kupuje się zbawienia. W Kościele jest sporo „jawnogrzesznic”, które z miłości do Chrystusa ofiarują „drogocenny olejek nardowy” a „i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia” (Łk 8). Co z tego, że rozdamy sakramenty, skoro „kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej” (1 Kor 11, 27).
„Kiedy zastanowimy się, jak poradzić sobie z tym problemem, dojdziemy do wniosku, że nie potrzebujemy innego Kościoła, stworzonego według własnego projektu. Niezbędna jest raczej odnowa wiary w realną obecność Jezusa Chrystusa, ofiarowaną nam w Najświętszym Sakramencie” (Benedykt XVI).
Za: https://dorzeczy.pl/religia/154968/z-kosciolem-nie-chcemy-miec-nic-wspolnego-ale-biada-jak-nam-sutannowi-czegos-odmowia.html